Ola i Matthias, polsko-niemieckie wesele w Pszczynie
I ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ...
Dzisiaj zaczniemy od tych ważnych i dostojnych słów, które padają w trakcie każdej przysięgi małżeńskiej. Historia inna niż zwykle, lecz pełna miłości i dobrego humoru jak zawsze. Historia zaślubin Oli i Matthiasa. Zapytacie dlaczego inna niż zwykle? A to dlatego, że naszą współpracę rozpoczęliśmy w kościele, a nie na ślubnym make-up i krótkich, porannych ploteczkach.
W swojej przygodzie z fotografią zdarzało mi się już wykonywać polsko-zagraniczne wesela, na moje szczęście były to zazwyczaj pary, które płynnie mówiły po polsku. Tak również było w przypadku Oli i Matthiasa, chodź jak sam Pan Młody stwierdził, nie wszystko do końca jest dla niego zrozumiałe. Natomiast ku mojemu (i nie tylko) zdziwieniu ksiądz prowadzący ceremonię w kościele Wszystkich Świętych w Pszczynie, przygotował się do mszy można powiedzieć perfekcyjnie. Kilka zdań wypowiedzianych w trakcie kazania w języku niemieckim mogły wzbudzić zdziwienie w oczach gości zza granicy. Jednego czego nikt kompletnie się nie spodziewał, a już na pewno nie Państwo Młodzi to moment składania przysięgi, który również podzielony był na dwa języki. Z jednej strony szacun za odwagę i chęci, z drugiej małe niedogadanie, które wprawiło Młodego w jeszcze większy stres. Mimo to ceremonia przebiegała pięknie, cała otoczka ślubu jak wystrój kościoła, śpiewający chór sprawiały, że momentami można było mieć ciarki na plecach.
GOT ME BEGGING, GOT ME HOPING THAT THE NIGHT DON'T STOP
Zapytacie skąd ten tytuł? To ostatni wers zwrotki piosenki, którą Państwo Młodzi wybrali na pierwszy taniec. Tak, tak.. król parkietu był tylko jeden i nie chodzi mi tu o Enrique Iglesias, lecz o Matthiasa, który w rytmie Salsy porwał do tańca swoją żonę. Zabawa weselna odbyła się w Karczmie Kuban zlokalizowanej w Goczałkowicach, jak zwykle nie zabrakło dobrego jedzenia ale też pojawiła się nowość, o którą zadbał DJ Lechu wraz ze swoją narzeczoną Jolą. Chodzi o wystrój światłem, który naprawdę dodał jeszcze lepszego uroku tej sali. Podświetlone ściany, kilka rozstawionych głów sprawiło, że zdjęcia nabierały nowego, lepszego efektu. Dbałość o szczegóły, dobra organizacja oraz profesjonalne podejście i sprzęt sprawiły, że każdy ważny element wesela przebiegał w wyjątkowy sposób. Przy okazji nie mogłem pominąć jednego efektu, a mianowicie dużego TV przed konsolą, na który w trakcie wesela wrzucaliśmy gotowe zdjęcia Oli i Matthiasa z dnia ślubu. Myślę, że zdziwienie gości oraz samej Pary Młodej było nie do opisania!
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO.. WISŁY
Mimo intensywnych rozmów, szukania idealnego miejsca na plener, przez długi czas nie mogliśmy znaleźć tego złotego środka. Był to bardzo gorący czas, który sprawiał, że wychodzenie w te wyjątkowe, magiczne wręcz miejsca było raczej nie do przejścia. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł, by wykorzystać dość nietypowe jak na warunki ślubu miejsce, a dokładniej Kaskady Rodła w Wiśle. Dodatkowym aspektem tego miejsca był fakt, że temperatura odczuwalna w tamtym miejscu jest o ok 10st niższa niż w każdym innym. Druga strona medalu to fakt, że plener mogliśmy połączyć kilkoma różnymi miejscami: od wody, po widoki górskie, trawę, łąki oraz uwielbiane przez Was zimne ognie!
Nie ukrywam, że w mojej głowie nadal pozostaje propozycja pleneru w Niemczech, a dokładniej na Bawarii. Wyobraźnia działa: Pan Młody w tradycyjnym, bawarskim wdzianku, Ola w pięknej białej sukni, wszystko na tle pięknych gór i widoków a w tle.. niemieckie szlagry i jodłwoanie :) Kto wie, może Ola i Matthias po przeczytaniu tego wpisu zdecydują się na wykonanie kolejnej sesji? Tym czasem kończymy historię na zaproszeniu Was do oglądania zdjęć z ich uroczystości oraz pleneru! Jololoihiii :)